poniedziałek, 16 lipca 2012

Rozjazdów czas... i pewne zmiany.

Witam ponownie! Pewnie znaczna część z Was albo jest na urlopie albo go dopiero planuje, tak czy inaczej z miejsca życzę miłych i pełnych atrakcji wakacji.

A teraz to tematu szanowni czytelnicy:) Zdawałoby się że wakacje to najlepszy czas na spotkania z przyjaciółmi, odnowienie kilku znajomości no i to co potrzebujemy najbardziej czyli, czas odpoczynku od pracy. W dzisiejszych czasach jednak wakacje to nic innego jak okres (ten ciepły) gdzie i tak większość młodych ludzi pracuje, a ewentualny urlop wykorzystywany jest bardziej jako okres izolacji od codziennego otoczenia. Niestety ja mam do czynienia z grupą pierwszą tj. moja dziewczyna (która to gdzieś teraz się szlaja z przyjaciółmi i którą pozdrawiam) podjęła pracę nie dalej jak 2 tygodnie temu, a więc z urlopu nici oraz mój przyjaciel Mati, który to bardziej zafrapowany jest wizjami czy uda mu się przeżyć w pracy niżeli jakimkolwiek myśleniu o urlopie. Jeżeli chodzi zaś o mnie, cóż... nie będę ukrywał że należę do ludzi kategorii wieczny student i przeżywam na ogół od 3-6 miesięcy w stanie spoczynku absolutnego. Spoczynek ten wykańcza mnie na całego.  Jedyna rada jaka z tego płynie to... po prostu znaleźć sobie robotę, i tak też czynię wysyłając już dziś około 50 CV na zapas (bo w mieście w którym mieszkam i się mam nadzieję jeszcze będę uczył będę dopiero na koniec sierpnia). Z jednej strony doceniam ten czas wolny którym sam siebie uraczyłem (to że na moją szkodę, to doskonale wiem). Patrząc z perspektywy dnia dzisiejszego mogę śmiało rzec że taki progres w pewnych dziedzinach uprawianych przeze mnie jako hobby był możliwy tylko i wyłącznie dzięki takiej dozie czasu im poświęconym. Jednak znalazłem się już w tym etapie życia gdzie należy już zacząć planować się usamodzielnić, odejść od cycka i zacząć ssać po prostu inne mleko niż matczyne, mleko codzienności. Doszedłem do tego i tak myślę trochę późno, bo mam już 24 lata, ale bardziej chciałem skupić się na przyczynach. Primo to fakt że nadmiar wolnego czasu, zaczął sprawiać że stałem się mniej ufny wobec ludzi których kocham, tj. wiecznie doszukiwałem się jakiś nieprawidłowości. Nie wyobrażacie sobie do czego może pchnąć człowieka nuda... i nie zamierzam Was póki co uświadamiać w tej dziedzinie :). Wiecznie zaś doszukiwałem się choćby w moim związku rzeczy do poprawienia, i doszedłem do wniosku że właściwie nie potrzebnie. Bo co jak co ale zapobieganie problemom na bieżąco, zanim się pojawią, jest ciekawe, ale ciekawsze jest ich rozwiązywanie ( i często wiąże się to ze sprzątaniem bałaganu które sprawiły) , dlaczego ciekawsze? Bo w momencie gdy decydujemy się zapobiegać chaosowi nie dajemy naszemu partnerowi szans na przejęcie pałeczki, oraz nigdy nie zobaczymy jak sobie radzą w trudnych sytuacjach, a to czyni z nich ludzi bezbronnych w obliczu problemu z którym będą musieli się sami zmierzyć. Bo wszak nie zawsze będziemy mogli być obok. Drugim powodem jest brak wiecznie czasu mojej połówki na spotkania, jest to dla mnie o tyle zrozumiałe że to stała domena ludzi pracujących (a więc zamierzam do nich dołączyć). Mam dość świadomości że w oczach innych mogę zostać wytknięty jako ten co nic nie robi a najwięcej się czepia. Myślę (i wiem z pewnych źródeł) że moje rady przyczyniły się wielu ludziom do poprawy ich jakości życia, chociaż większość z nich nigdy tego nie przyznała przy mnie otwarcie, bo to tak dziwnie jakoś że ktoś kto przeca nic nie osiągnął miał mi doradzić wielkiemu Paniczowi/Pani jak coś zrobić. Pomijam opisywanie tego z wielkim uśmiechem ( i radością że mimo wszystko pomogłem im i są szczęśliwsi dzisiaj). Wraz z tym postem chciałbym złożyć pewną małą przysięgę że od dziś zmieniam swoje życie, zacznę myśleć więcej o sobie, a nie wiecznie o innych. Nigdy nie byłem egoistą i przez to także stoję gdzie stoję, poświęciłem wiele razy swój czas, kasę i stan zdrowia psychicznego aby pomóc innym a później zostać kopniętym jak zabawka w kąt. Tak o to, Żegnam i Witam w wyścigu szczurów.... A wiecie co jest najlepsze??? Że zrobię to po moich ostatnich tak długich wakacjach w życiu... I będę kurewsko niebezpieczny, bo wypoczęty... ADIOS>!!!

czwartek, 5 lipca 2012

Ach te związki... Czyli troszkę poważniej.

O relacjach damsko- męskich.

To że kobiety są skomplikowane wiadomo nie od dziś. Zastanawiam się więc właściwie dlaczego codziennie się dziwie że oto przychodzi to niespodziewane. Owe niespodziewane to szok. Zdaję sobie sprawę że w sprawach damsko- męskich jestem jeszcze nawet dalej jak za linią startu, ale odnoszę wrażenie że jestem chyba co najmniej sto lat za murzynami. W ostatnich dniach bacznie obserwowałem moją połowę i doszedłem do wniosku że w sumie nie wiem po co to wszystko. Wmawia się nam że kobiety są bardziej subtelne, uczuciowe etc. Tym czasem owszem przyznam że są nawet CHOLERNIE uczuciowe (co czasem nas chłopów potrafi odstraszyć skuteczniej niż cokolwiek innego, ale nie o tym temat) ale brak im co niektórym subtelności.Subtelność owa ukazuje się w małych gestach ale bardzo potrzebnych nam facetom . Np nie witaj się z wpierw z kumplem lecz ze mną ( to pokazuje z góry hierarchię) Czyniąc odwrotnie możesz co niektórych mocno do siebie zrazić. Postaraj się czasami zatrzymać w swym romantycznym świecie i dojrzeć pewne ciche aluzje. Jeśli masz wątpliwość to pytaj, wszak nikt nikogo nie zabił za pytanie.
Rozumiem brawurę wieku młodzieńczego itp sprawy ale ja osobiście wolę dorosłe podejście do związku. Tj nie musimy się przytulać bo inni tak czynią, to niepoważne! Robiąc to przekazujesz mi informację że masz kompleksy odnośnie naszego związku, ale nigdy otwarcie o tym nie powiesz, nawet jeśli zapytam się.

Są pewne kategorie informacji które ja jako facet nie lubię słyszeć. Ot że jest tam jakiś przyjaciel (nawet 3 a może i 4) i że robiliśmy to i to i to i tamto siamto....  (jestem najwyraźniej zazdrosny). Błahostki, typu skoro niebo jest niebieskie to znaczy że nie ma chmur... i tym podobnych oczywistości (czyli masło maślane) i na końcu co najgorsze owe rzeczy są przekazywane w najmniej pożądanych momentach.

Inna ważna sprawa to inicjatywa. Dlaczego mam szczęście do kobiet które jej się boją ? (czyżbym wybierał takowe podświadomie ?) Otóż moje miłe kobietki, jeśli Wasz facet zabiera Was w bardzo pasjonującą wyprawę do siebie po raz nty i w zasadzie nie robicie nic konstruktywnego, znaczy to że Wasz facet jest zanudzony wręcz na śmierć. Ja w sumie czasem bardzo chcę aby moja połowa wpadła niespodziewanie do mnie, żeby przejęła część inicjatywy i zaczęła myśleć wreszcie kreatywnie. Nie kreatywnie na sposób jaką to by kieckę włożyć, bo w sumie mnie to ostatnio nie absorbuje za mocno, ale bardziej aby wreszcie zaczęła mnie zaskakiwać. Przewidywalność to dno , do którego prędzej czy później każdy związek dochodzi. Kwestia sukcesu ili tkwi we wkładzie obojga partnerów a nie tylko faceta.

Jak to jest że tak wiele kobiet zwie się kobietami odważnymi, otwartymi etc a tymczasem wykazują cechy zupełnie temu przeczące. Inicjatywę chętnie pokazują wśród przyjaciół ale w związku już nie. ( a przecież to właśnie związek powinien być na pierwszym miejscu!). Chęć do dialogu na tematy ważne lub mniej także okazują chętniej tzw przyjaciołom niżeli chłopakowi. Związek to nie tylko ustępstwa i gadanie o czym popadnie. Myślę że związek to chęć poznania drugiej osoby jak najlepiej, konfrontacja pewnych idei. Dlaczego tak boicie się nas poznawać? Przecież to jest jasne jeżeli nie wykazujemy zainteresowania danym tematem sto razy to i za sto 1 też tak będzie. Zachęcam naprawdę gorąco do szukania nowych gruntów.  My też się bardzo staramy, a to że obojętniejemy to prawdopodobnie kwestia że zaczynamy się poddawać i nie widzimy już nadziei.

Jeśli postanowicie planować coś, to pamiętajcie że my faceci owszem lubimy wyzwania, ale nie codziennie nie za każdym razem. Do czego biję ? Ano do tego aby planując coś swojego nie absorbować faceta w to za bardzo (tj nie uzależniać planu od niego) Czyli np Misiu choć zrobimy sobie wycieczkę...   Gdzie..     No w sumie mi to wszystko jedno ... Podajcie konkretny przekaz, oczekiwania etc. Bez tego facet nie wie co w zasadzie lubicie i nie dajecie nam szans poznać siebie.

Zawsze wychodziłem z założenia że jeżeli dziewczyna unika zmian, tj nie wyraża choćby minimalnej chęci do zmienienia czegoś w nas to możemy czuć się jak poczekalnia dla kogoś innego. Kształtując nas pokazujesz równocześnie że chce ulokować coś więcej niż spojrzenie maślanych oczu i ciepłych pocałunków w oparciu o nas. Zmieniając się dla Was (często to robimy nawet bez waszej woli) oczekujemy że zostanie to docenione, ale nie w sposób... Misio jesteś kochany.. tylko poprzez waszą zmianę. Związek to nieustanne dopasowywanie się do siebie. Nigdy nie jest tak że od razu ktoś pasuje do siebie ja ulał, a ten kto w to wierzy najwyraźniej nie dorósł i jest dzieckiem.


Podsumowując krótko chce baby z zacięciem (z jajami źle brzmi ^^) do tworzenia czegoś realnego, nie tylko romantycznego ale także i ot ziemskiego. Wolę się trochę pokłócić niżeli żyć w poczuciu że nic nie chcesz ode mnie, żadnych zmian. To nudzi, wypala i pokazuje jak jeszcze infantylnie człowiek podchodzi do związków.


Więc BŁAGAM pokłóć się ze mną i nie udawaj że moje zachowanie w stylu odpychający cham (które wprowadzamy czasem aby Was sprowokować do działania) Ciebie nie tyka. Powiedz jak jest naprawdę, co chcesz zmienić i w końcu że ze mną chcesz tworzyć swoją przyszłość.
Jeśli nadal będziecie się bały nam powiedzieć z mostu co gra a co nie, to nie dziwcie się że związek nie kwitnie albo że jedyne na co nas stać to leżenie z piwskiem na kanapie.

Pozdrawiam
Hushbye