piątek, 6 grudnia 2013

Ballada o cierpliwości automaniaka...

Hej wszystkim !
Od kilku tygodni jestem na tak jakby odwyku. Ktoś złośliwy, czytający wcześniejsze posty mógłby rzec, że jest to z pewnością odwyk narkotykowy i być szczęśliwy, że to nastąpiło, co prawda późno ale nastąpiło.
Otóż nie! Jedno co łączy mój odwyk z tego rodzaju terapią  to fakt, że jest on przymusowy.

Ogólnie jestem osobą, mało cierpliwą jeśli idzie o samochód, tym razem poszło jakoś inaczej ale zaczynam powoli dostrzegać że moja niecierpliwość znalazła nową formę przybierania formy i tak oto podstępnie niczym Jamnik Ninja jebneła mnie dziś prosto w nos. Wszystko za sprawą ntej osoby która zapytała się mnie:
"Gdzie jest Twój samochód? Coś ostatnio go nie widuje? Jakiś wypadek ? "
No i stało się, trafiło mnie na całego. Załączył się we mnie syndrom małej, płaczliwej księżniczki mieszkającej w różowym pokoiku i tak oto właśnie jestem po całej sesji wyświetleniowej (O ile takie słowo istnieje) i jedyne co mogę zrobić to ... RYCZEĆ . (ale nie jak jakiś rogacz)
Zresztą jakby nie patrzeć to ostatnio podpadam już pod profil psychicznego człowieka, ot cała sytuacja wywołuje u mnie czasem napady dzikiego śmiechu i płaczu (zazwyczaj naraz )

Cała sprawa byłaby powiedzmy mało poważna gdyby nie fakty. Otóż:
- od 2 miesięcy nie mam auta
- od 2 miesięcy nie mam przyjaciela (mocno się przywiązuje :) )
- od 2 miesięcy jeżdżę MPK (to już samo w sobie jest dobrym powodem do rozpaczy)
- od 2 miesięcy na ulicach widzę wszystkie Passaty takie jak moje (szósty zmysł )
- od 2 tygodni zanikł u mnie nawyk wyglądania na samochód ( po każdym hałasie dochodzącym z ulicy)
- od 2 tygodnie nie mam problemu z płynnym ruszanie/ redukcją biegów bez tzw haczenia, w aucie mojego ojca (jeżdżę normalnie dieslem, a tato benzyniakiem)
- od 1 miesiąca nie dziwię się gdzie jest moje auto patrząc na wolne miejsce pod domem
- od 1 miesiąca nie jeżdżę regularnie do dziewczyny ( hihi tak wiem...)
- od 3 miesięcy nie byłem na zlocie VW (dziękuje dwóm za złośliwe pytania dotyczące absencji XD )
I teraz najlepsze:
- od 2 miesięcy nie mam dokładnej diagnozy usterki (sic!)
- od 2 miesięcy jestem lżejszy o jakieś 2500 plnów (sic again!)
- od 2 miesięcy pluję sobie w brodę że... nie dałem auta do innego mechanika ! (poniekąd go rozumiem, ale trzymam się faktów)


Jutro idę tam (do samochodowej kliniki złomu) i albo odpali albo nie...
Trzymajcie kciuki!!!
Jak byście zobaczyli w Poniedziałek moje auto na allegro z dopiskiem "sprawne" to morda w kubeł XD

wtorek, 29 października 2013

Technika vs Pedi/Mani coś tam...



Pewnie pamiętacie te czasy jak byliście mali, gdy na samą myśl że trzeba pocałować dziewczynę (to odnośnie panów) albo chłopaka (to dla drogich pań) wzdrygaliście się na samą myśl ?

Czasami odnoszę wrażenie, że już od początkowych lat naszego żywota czujemy pewne klimaty. Wiemy jak inna jest płeć nam przeciwna. Inna czyli np. dziwna, nielogiczna, niekumająca, infantylna (chociaż w przypadku dzieci to powiedzmy nadużycie :P ) etc. etc.
Posiadając już tych kilka wiosen na karku, odnoszę wrażenie że im dłużej przebywam z płcią przeciwną (nie dotyczy tych chwil... hehe) że te sprawy nie uległy przedawnieniu. Do dziś wszak staramy się zrozumieć płeć przeciwną (bez powodzenia), poznać ją (tu oprócz aspektów anatomicznych też polegliśmy) i przede wszystkim z nią jakoś żyć. Pytanie tylko czy się da to zrobić ot tak ?

O ile scenariusze mogą być różne, typu facet "mięknie", robi się potulny, romantyczny, czuły na potrzeby kobiety (piszę tu specjalnie w ten sposób bo zakładam że większość Pań już ma taki program na stałe, przynajmniej większość), czy też staję się testosteronową bombą  i jest zaborczy, czujny vel zazdrosny, ogólnie jest władcą i panem  to nigdy nie ma gwarancji że któryś z powyższych typów się sprzeda i zostanie zaakceptowany. Nie ma złotego środka. I tyle.

Teraz trochę szowinistycznej herezji (a co!)
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz, jak wiadomo najbliżej "złotego środka" jest typ mieszany, czyli kiedy jest spokój i ład to facet ma być "miękki", a gdy są problemy ma się stać leaderem i wyprowadzać z opresji (czy to bójka pod Makro, czy też spłata kredytu ). Ale czy aby zawsze musi być tak że to facet się podporządkowuje/ dopasowuje ?
Żyjemy w czasach gdzie o równouprawnieniu kobiet słyszał już nawet przedszkolak, tymczasem mimo nabycia przez nasze drogie Panie praw o których inne smutne Panie w czarnych burkach w ogóle nie śmią marzyć, spotykam codziennie na swej drodze kobiety które chyba z założenia wychodzą że nie muszą konkurować z facetami lub łagodnie mówiąc egzystować w tej samej płaszczyźnie co my. Mówi się że są tematy w których faceci są lepsi i tematy w których kobiety są lepsze. O ile jestem w stanie zrozumieć faceta który nie zna się na padi coś tam i mani -to samo, makijażu itp (bo tego NIE STOSUJE!)
to nie rozumiem dlaczego kobiety boją się wejść w tematykę techniczną, (są oczywiście wyjątki, ale świat tak jest złożony że rządzi ogół srry..) Wszak nie jest to jakaś "nasza" domena. Technika/ fizyka/ komputery etc obowiązują nas tak samo wszędzie. Dlaczego rozmawiając z innym facetem nie mamy na ogół problemu ze znalezieniem wspólnego tematu (np. motoryzacja, sport ) a z kobietą jest już to czasami awykonalne?
O ile są tematy typu kuchnia gdzie obie płci na ogół się dobrze wypełniają (ale na miłość boską ile można o tym gadać) to o innych rzeczach nie ma już mowy. Technika? (może co 10ta kobieta coś ogarnia) Samochody? (pod warunkiem że rozmowa dotyczy bagnetu olejowego), sport? Tutaj jest niby ciut lepiej, ale jeszcze daleko od "normalności".  Czy naprawdę jest tak źle jak ja to widzę ? Może mam za słabe prochy i mój dealer mnie rypię po całości?:P

Póki co jedynym wyjściem jest chyba piwko ze znajomym.

A więc za Wasze zdrowie Panowie i Panie!

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Jak to jest z tymi kobietami (Czyli żartem pisane)

I tak oto dopadło mnie to co dopada chyba każdego będącego w związku. Wątpliwości.
Na początku jak to bywa pomocy i odpowiedzi szuka się u kumpli ew. u brata. Jako że w moim bracie oparcie w postaci dobrej rady nt. związków odpada z góry, skazany byłem na kumpli. Jednak i tu nie mam farta, bo rzeczmy, że brak im obiektywizmu. Jeden w stanie upojenia- początek związku, drugi zaś przypomina mi ostatnio bardziej okręt wojenny- koniec związku :) I tak oto trzech kumpli w różnych fazach.

Brzmi jak początek dobrej komedii, tyle że... to nie jest komedia a raczej dramat. Nie mniej humor mi się co jakiś czas jeszcze załącza i tak oto piszę tutaj. Temat który ja chciałbym wyłożyć (a który to rozłożył mnie w przedmeczu) to relacje na linii kobieta - facet. Co do subtelności już moje zdanie znacie. Tutaj bez zmian. W zasadzie subtelność jest mocno podobna jak mój wspomniany kolega - okręt. I tak jak już się pojawiła to zostały zgliszcza :) Co do rozmów wspólnych (gdzieś czytałem że jakiś mądry gościu piszę specjalne rozmówki damsko-męskie [prenumerata z mojej strony jak nic] ) to chyba nadal jesteśmy w dwóch różnych wymiarach. Ja zabłądziłem gdzieś w pobliżu galaktyki "Obłęd" a Ona słodziutka leci dalej w kierunku "Niewinnej świruski". Jakież to miłe że minęło sporo czasu gdy to się nacieszyliśmy sobą, bez większych "niby" zgrzytów przelatujemy przez życie. Ale oto jednak pojawiły się wątpliwości.

W zasadzie pisząc to (sam do siebie ? :P)- ale tak jest jakoś łatwiej zasnąć, zastanawiam się dokąd chcę iść w tym życiu no i co jasne z kim. Mniej więcej oboje jako tako określiliśmy swoje marzenia. Punkty wspólne, przewidywalnie, dzieci, dom, auto i ogród (wolałbym wielką halę do ...i tu sto pomysłów na destrukcję spokoju sąsiadów). Z jednej strony stabilizacja, w miarę jako takie ogarnięte emocjonalnie życie. Tylko czy tak naprawdę tego w życiu chce przeciętny facet ? Swego czasu bardziej mi się widziało nocne życie, kilka mandatów za prędkość, lodówka zimnego browca i ewentualne podboje w wyniku jego nieustannego picia.
Sielanka prawda? :P

Ale jak to bywa zderzyłem się z gatunkiem (nazywa popularno-naukowa Kobieta z gatunku homo-sapiens)
Ogólnie przyjemne istotki w pierwszym kontakcie. Ale też dużo zależy od danej jednostki. Są wiecznie płaczące, bywają też osobniki wiecznie głupie (istnieją i mądre osobniki - ostatnie badania potwierdzają że istnieje taka grupa). Z punktu ekonomii i ogólnej satysfakcji najlepsza jest grupa entuzjastycznie nastawiona do bez zobowiązującej zabawy. Ale takich jest mało. Dlatego duża grupa męskich przedstawicieli gatunku musi szukać na własną rękę innych gatunków. lepszych, gorszych.

Ale kończąc te złośliwości przejdźmy do meritum. ^^ <evilface>

Chyba każdy z nas lubi sytuację gdy wszystko jest jasne i gra w miarę po jego myśli. Tymczasem najczęściej związek z kobietą przypomina mecz reprezentacji narodowej pewnego biednego postkomunistycznego narodu. Ani gra nie jest jasna, czysta - ani wyniki chociażby bliskie założeniom. Ale mówią "nic się nie stało". I tak oto żyjemy dalej. Tymczasem do mojej głowy przychodzą myśli które ani nie chcą obstawiać na takie mecze, ani chcą dalej wierzyć że kiedyś się uda zwyciężyć w takiej konfiguracji. W rzeczonej sytuacji obstawiałbym siebie jako wiernego kibica, zaś naszą kochaną kobitkę w roli trenera. Ja jako kibic drę paszczę, płaczę, klękam, czasem (no dobra nierzadko) wyrywam krzesło i rzucam. Przyjmuję to za formę protestu. Trener zaś cieszy się z tego że ma posadę, Od kibiców dzieli go rząd płotów i kilku ochroniarzy, i nie chce zmian, lub uważa że jego intuicja jest bezbłędna. Może być tak że jego racja jest dobra, ale zawodnicy są do dupy (właśnie przyjmujemy że zawodnicy to swego rodzaju argumenty trenera) I tak oto dobre chęci się niweczy. I tak oto mnie biednego kibica nachodzą myśli czy zawierzać lepiej dobremu bądź co bądź trenerowi z głupimi zawodnikami czy nie przychodzić w ogóle na mecz? Łapiecie?...

C.d. Chyba. N.

P.S. A poza tym bądźmy dobrej myśli. Póki da się to wytłumaczyć na piłkę nożną to chyba jest lux co nie ? Co nie ?